Od lat temat obniżenia wieku szkolnego budzi w Polsce wiele emocji. Choć pomysł, by sześciolatki rozpoczynały naukę w pierwszej klasie, był już kilkukrotnie wprowadzany i wycofywany, wielu rodziców nadal ma obawy, czy szkoły faktycznie są gotowe na przyjęcie młodszych uczniów. Jak pokazują sygnały z różnych regionów kraju – wiele placówek wciąż nie spełnia podstawowych warunków, by zapewnić najmłodszym uczniom komfort i bezpieczeństwo.
Brakuje dostosowania – nie tylko architektonicznego
Jednym z kluczowych problemów jest brak odpowiedniego zaplecza dla sześciolatków. Małe stoliki, niskie umywalki, miękkie wykładziny czy kąciki zabaw – to wszystko, co naturalne w przedszkolu, w wielu szkołach nadal nie istnieje. Klasy są przeładowane, a sale dostosowane do potrzeb starszych dzieci.
Rodzice skarżą się także na brak szatni dostosowanych do najmłodszych, a także na zbyt wysokie tempo nauczania, które nie zawsze uwzględnia różnice rozwojowe między sześciolatkiem a siedmiolatkiem.
Nauczyciele są gotowi – ale potrzebują wsparcia
Nie brakuje nauczycieli z pasją, którzy z zaangażowaniem przyjmują młodsze dzieci w klasach. Problem leży jednak w systemie. Brakuje funduszy na dodatkowe pomoce dydaktyczne, asystentów nauczycieli czy szkolenia z zakresu pedagogiki wczesnoszkolnej.
Wielu pedagogów podkreśla, że chętnie pracują z sześciolatkami, o ile mają ku temu odpowiednie warunki – czas, przestrzeń, materiały i wsparcie specjalistów, np. psychologów czy logopedów.
Głos rodziców: „To my ponosimy ryzyko”
Rodzice często stają przed trudnym wyborem: posłać dziecko wcześniej do szkoły i ryzykować, że sobie nie poradzi, czy zostawić w przedszkolu i liczyć się z brakiem miejsca lub koniecznością opieki domowej.
Wielu z nich apeluje o jasne, transparentne informacje na temat gotowości konkretnych szkół, a także o większą elastyczność systemu – np. możliwość indywidualnej decyzji o rozpoczęciu nauki na podstawie obserwacji psychologa czy pedagoga.